piątek, 11 grudnia 2015

Szmaragdowo..



Chciałabym pisać o szczęściu tak lekko jak piszę o nieszczęściach. W smutku pisanie jest dla mnie tak oczywistą reakcją jak oddychanie. To zresztą widać - oddech przyspiesza, więc rozbiegane palce również. Zatracają się w wyścigu bez wyznaczonego celu, którego jestem jedyną obserwatorką, bo nie umiem pisać inaczej niż w samotności. Zatracają i tracą przy tym wszystko – każdy urwany strzępek oddechu, wątpiący w siebie chrzęst żeber próbujących pomieścić nadmiar powietrza, trzepoty serca w gardle, stukoty klawiszy i stawów oraz całą jeszcze nienazwaną resztę. Kiedy w końcu następuje cisza, wszystko na chwilę zastyga. Nucę wtedy, że „uparcie i skrycie”, a Geppert podpowiada mi słowa, choć znam je na pamięć. To trochę tak, jakbym pozwalając się przeniknąć przez melancholię robiła się tak czuła, że drżę witając najdrobniejszy okruszek zdarzeń. A co dopiero te krótkie opowiadania z morałem, wbijającym małe szpilki w mydlane bańki moich marzeń - ledwie drgające w gęstym od emocji powietrzu - a chwilę później w moje skronie. Zbieram je wtedy na dłoń – w końcu to nieposłuszne dzieci moich myśli. Głaszczę je po szpilkowych łebkach, a innym mówię, że mam migrenę. Ty całujesz mnie w czoło, tuż nad włosami. Okruszki, zdarzenia, opowiadania. Zderzenie okruszka z warstwami ochronnymi wydaje głuchy, miarowy dźwięk i tylko dzięki jego istnieniu potrafię zarejestrować początek melancholijnych podróży. Wszelkiej maści.

Od jakiegoś czasu bardzo niewiele we mnie melancholii, a gdy nawet zaczyna mnie przenikać, dociera zwykle tylko do pierwszych warstw, po czym szybko się rozmywa, zwykle nie zostawiając na niej większych śladów. Czasem wątpię nawet czy to była ona czy chłodniejszy powiew wiatru, niosący oprócz już odegranego wielokrotnie deszczu liści, świeżą zapowiedź śniegu. Chciałabym pisać o radości, nie tylko moimi kontrastami typu: jest źle, ale widzę tyle dobra. Teraz naprawdę czuję dużo szczęścia i nie chcę się go bać, chowając się za kontrastami. Chciałabym je  quasi-matematycznie zbadać, nauczyć się je mnożyć, a potem się nim dzielić. Znaleźć na nie swój osobisty wzór. Tak go mało czasem czujemy wokół, a szarości oplatającej szyję, nie są w stanie zakryć nawet najbardziej ciepłe kolory szalików. Ciszy zapadającej przeciwko nam mogłyby nie zdołać przerwać nawet przyszyte do nich złote dzwoneczki. To wszystko dzieje się gdzieś głębiej, gdzieś pod wszystkimi warstwami oddzielającymi nas od nas samych i świata na zewnątrz.







Na początku planowałam umieścić tu jakieś jesienne zdjęcia, ale zmieniłam zdanie. Mój hipnotyzujący, koci model zdobył moje serce zaraz po przebudzeniu się ze wspomnień sprzed bodajże dwóch lat. Zresztą dalej jestem przeciw chodzeniu sobie pod prąd przez krępowanie "byciem na czasie" i długie listy powinności, które nie służą żadnemu większemu dobru i tylko sieją zamęt. To mój prywatny odwyk, w który na szczęścia zdarzyło mi się zaplątać. 

Dobrej nocy :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Flickr Images